Aufklärungsabteilung 7 der 4. Panzer Division
(7 Oddział Rozpoznawczy 4. Dywzji Pancernej).
Grupa Rekonstrukcji Historycznej „Aufklärungsabteilung 7 der 4. Panzer Division” powstała w październiku 2002 roku. Obecnie, GRH AA7 działa w ramach znacznie szerszego projektu, jakiem jest „4 Dywizja Pancerna”. W jego ramach staramy się zaprezentować oddziały wchodzące w skład dywizji na przestrzeni lat 1938-45, ogniskując swoje działania rekonstrukcyjne na okresie Kampanii Polskiej 1939 roku oraz walk na Froncie Wschodnim 1941-45. Na tej stronie będą zamieszczane informacje o naszej działalności, wykorzystywanym umundurowaniu i wyposażeniu, materiały historyczne oraz relacje z realizacji projektów i inscenizacji, w których bierzemy udział. Grupa Rekonstrukcji Historycznej Aufklärungsabteilung 7 der 4. Panzer Division jest organem służącym do realizacji celów statutowych Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej AA7.
W ramach projektu „4. Dywizja Pancerna” działa istniejąca od 2002 roku Grupa Rekonstrukcji Historycznej Aufklärungsabteilung 7 der 4 Panzer Division (7 Oddział Rozpoznawczy 4. Dywizji Pancernej). Sam projekt ma na celu uporządkowanie naszych wysiłków rekonstrukcyjnych i obok prezentacji pododdziałów wchodzących w skład jednostek rozpoznawczych, pozwala w bardzo szerokim ujęciu na rekonstrukcję innych oddziałów tworzących 4. Dywizję Pancerną. Tym samym, z jednej strony prowadząc działania rekonstrukcyjne staramy się możliwie jak najdokładniej i najpełniej (stosując typowe dla oddziałów rozpoznawczych zachowania taktyczne) zaprezentować funkcjonowanie oddziałów rozpoznawczych (na przykładzie Aufklärungsabteilung 7, później przemianowanego i przeformowanego na Panzer Aufklärungsabteilung 4), z drugiej zaś pokazać, jak prezentowały się innych rodzaje pododdziałów wchodzących w skład dywizji. W tym zakresie szczególnie ogniskujemy swoje zainteresowanie na oddziałach pancernych (Panzer Regiment 35) oraz strzelców zmotoryzowanych/grenadierów pancernych (Panzergrenadier Regiment 12).
Obecnie w ramach projektu „4. Panzer Division” zajmujemy się:
– Zastosowaniem i wykorzystaniem ręcznych środków przeciwpancernych poprzez prezentację działania zespołów tzw. niszczycieli czołgów (uzbrojonych w Panzerfaust-y, pancerzownicę Panzerschreck oraz miny przeciwczołgowe i ręczne ładunki kumulacyjne).
– Doskonaleniem i szkoleniem załóg czołgów w zakresie technicznym (mechanika, łączność) i taktycznym. Ogromną wagę przywiązujemy w tym zakresie do zgrania załóg i tym samym do zachowywania się na polu w sposób charakterystyczny dla formacji pancernych (wzajemna osłona, utrzymywanie stałej łączności, współpraca ze strzelcami zmotoryzowanymi/grenadierami pancernymi, ewakuacja uszkodzonego czołgu z pola bitwy itp.).
Dzięki stałemu dostępowi do czołgów (stylizowane repliki dwóch lekkich PzKpfw II oraz średniego PzKpfw V) załogi doskonalą także umiejętności dotyczące prowadzenia wozów (na inscenizacjach w pełni samodzielnie możemy obsadzić sprzęt pancerny wystawiając pełnowartościowe załogi) oraz regularnych prac konserwacyjnych. Tłem historycznym tego elementu projektu jest Panzer Regiment 35 i to w oparciu o wspomnienia żołnierzy tego pułku (a także rys historyczny jednostki), oraz daleko idącą analizę fotograficzną związaną z tą jednostką, wplatamy w działania rekonstrukcyjne konieczny realizm.
– Szkoleniem obsługi działa przeciwpancernego PAK 40 (Panzerabwehrkanone 40) jak i prezentacją samego działa z wykorzystaniem typowych dla formacji przeciwpancernych elementów (np. prowadzenie ognia z zasadzki). Z uwagi na stały dostęp do tego typu działa (dzięki uprzejmości znanego w Polsce kolekcjonera) podczas manewrów i inscenizacji staramy się doskonalić umiejętności w zakresie obsługi (m.in. wymienność zadań przy obsłudze) oraz jego gruntownego poznania (poza specyfikacją techniczną także prace konserwacyjno-naprawcze). Naszym celem w tym zakresie jest stworzenie w pełni zgranej obsługi, która w oparciu o zawarte w ówczesnych regulaminach zapisy, działa płynnie i sprawnie. Tłem historycznym jest w tym zakresie organiczny oddział przeciwpancerny dywizji (Panzerjägerabteilung 49) oraz tzw. komponent przeciwpancerny, wchodzący w skład plutonu przeciwpancernego ciężkiej kompanii Panzeraufklärungsabteilung 4.
– Doskonaleniem taktyki na szczeblu drużyny i plutonu strzelców zmotoryzowanych/grenadierów pancernych. W tym zakresie dużo uwagi poświęcamy ewolucji jaka zachodziła na przestrzeni lat wojny w oddziałach piechoty zmotoryzowanej (nasycenie ręcznymi środkami przeciwpancernymi, nowe elementy w szkoleniu). Kluczowe jest dla nas zachowanie na polu, łączność pomiędzy oddziałami (i jej właściwe wykorzystanie) oraz umiejętność szybkiego reagowania na zmieniające się warunki pola inscenizacji. W tym zakresie możemy pokazać w linii drużyny ze wsparciem ręcznej broni maszynowej lub zaprezentować drużynę ciężkich karabinów maszynowych, stanowiącą wsparcie dla liniowego plutonu strzelców/grenadierów. Tym samym poświęcamy dużo uwagi na zgranie tych pododdziałów i ich wzajemną wymienność w prowadzeniu ognia. Obsługi karabinów maszynowych ćwiczą szybkie przemieszczanie, korygowanie sektorów ostrzału i ogień osłonowy. Tłem historycznym jest w tym przypadku I batalion Panzergrenadier Regiment 12.
– Poznaniem specyfiki funkcjonowania oddziałów rozpoznawczych. To jest nasz flagowy nurt, który zgłębiamy od momentu powstanie GRH AA7 w 2002 roku. Tym samym staramy się wnikliwie analizować wszystko, co jest związane z wykorzystaniem oddziałów rozpoznawczych w walce i pokazać jak były prowadzone tego typu działania (rozpoznawcze). Dużo uwagi poświęcamy szkoleniu terenowemu (terenoznawstwo, kamuflowanie, zaskoczenie przeciwnika) i zadaniom prowadzonym przez pododdziały motocyklowe.
Projekt „4. Panzer Divison” ciągle się rozwija i na powyższych elementach z pewnością nie poprzestaniemy. Nowe nurty (kierunki) będziemy sukcesywnie rozwijali, mając na uwadze solidne przygotowanie merytoryczne i praktyczne oraz konieczne zaplecze sprzętowe. Jednym z celów jest stworzenie w najbliższym czasie GRH Panzer Regiment 35. Do każdego z powyższych wątków dobieramy właściwe dla przedmiotowego okresu wojny umundurowanie i charakterystyczne elementy uzbrojenia.

Naszym dążeniem jest możliwość prezentacji każdego pododdziału wchodzącego w skład 4. Dywizji Pancernej, gdzie obok formacji strzelców zmotoryzowanych/grenadierów pancernych, przeciwpancernych czy pancernych, odziały rozpoznawcze (szczególnie przez nas analizowane) dzięki szeregu walorom bojowym (mobilność, duże nasycenie bronią maszynową i elastyczność w prowadzeniu różnorakich działań) stanowiły tak ważne „oczy i uszy” niemal każdej wielkiej jednostki.
Strzelec Zmotoryzowany z 7 Oddziału Rozpoznawczego 4. Dywizji Pancernej
Link do opisu sylwetki:
http://abteilung7.org/aa7/?p=4948
Strzelec Zmotoryzowany z 12 Pułku Strzelców Zmotoryzowanych 4. Dywizji Pancernej.
(Schütze von Schützen-Regiment 12 der 4. Panzer Division).
„Kierunek Moskwa”, ZSRR, jesień 1941 r.
Link do opisu sylwetki:
http://abteilung7.org/aa7/?p=5642
Gefreiter Broni Pancernej z 35 Pułku Pancernego 4. Dywizji Pancernej.
(Gefreiter von Panzer Regiment 35 der 4. Panzer Division).
„Na północ od Warszawy”, Polska, sierpień 1944 r.
Link do opisu sylwetki:
http://abteilung7.org/aa7/?p=2787
Historia 7 Oddziału Rozpoznawczego (4 Pancerny Oddział Rozpoznawczy)
Historia powstania 7 Oddziału Rozpoznawczego 4. Dywizji Pancernej (Aufklärungsabteilung 7 der 4. Panzer Division) sięga 1 października 1934 roku, kiedy to na rozkaz dowództwa VII Okręgu Wojskowego w Monachium (Wehrkreis VII, München) zostaje sformowany tzw. Oddział Zmotoryzowany (samochodowy) „Monachium”, którego garnizonem mają być koszary monachijskiego pułku kawalerii. W założeniu ma to być jednostka, która ma kształcić personel i przyszłe kadry w zakresie obsługi technicznej oraz eksploatacji samochodów i motocykli, których do armii zaczęło trafiać coraz więcej.
Przeznaczenie oddziału jest tylko w części zgodne z oficjalną informacją.
W rzeczywistości, wciąż istniejąca Reichswehra, zaczyna przechodzić, trzymane w tym czasie w głębokiej tajemnicy przeobrażenia. Utworzony m.in. w Monachium oddział ma przygotowywać żołnierzy do służby w dywizjach pancernych, zmotoryzowanych i innych oddziałach zmotoryzowanych (wbrew postanowieniom Traktatu Wersalskiego, który zakazywał tworzenia podobnych formacji).
Wiosną 1935 roku oddział zostaje rozwinięty do brygady (2 Brygada Zmotoryzowana/Samochodowa), a 15 października tego samego roku z dużej części tej jednostki zostaje sformowany 7 Oddział Rozpoznawczy w sile zbliżonej do brygady rozpoznawczej – zachowano tu terminologię łączącą przeznaczenie i tradycje wywodzące się z rozpoznawczych pułków lekkiej jazdy cesarskiej. Co ciekawe, pomimo przeznaczenia ukierunkowanego na działanie w ramach dywizji pancernej, oddział zachowuje przez najbliższe lata strukturę typową dla kawalerii (szwadrony).
Początkowo 7 Oddział Rozpoznawczy wchodzi w skład 2 Dywizji Pancernej, z której w październiku 1938 roku zostaje wydzielony i po reorganizacji włączony w skład nowo tworzonej 4. Dywizji Pancernej. Kolejną ważną datą w historii oddziału, jest 1 luty 1940 roku, kiedy to 7 Oddział Rozpoznawczy zostaje przeformowany na 7 Pancerny Oddział Rozpoznawczy (szwadrony zmieniono na kompanie, a ciężka kompania samochodów pancernych została wzmocniona dodatkowymi wozami). W założeniu do Pz.Aufkl.Abt.7 (Panzer Aufklärungsabteilung 7) miało trafić kilkanaście nowych transporterów gąsienicowych serii SdKfz 251. W listopadzie 1940 roku 2 kompania samochodów pancernych została wydzielona do nowo tworzonego 27 Oddziału Rozpoznawczego. W wyniku ciężkich strat ponoszonych podczas walk na froncie wschodnim, 5 maja 1942 roku 7 Pancerny Oddział Rozpoznawczy (a właściwie jego resztki) zostaje czasowo włączony w skład 34 Zmotoryzowanego Batalionu Piechoty (w owym czasie na stanie Pz.Aufkl.Abt.7 zostało już tylko kilka opancerzonych pojazdów).
Jednocześnie 1 października 1941 roku zostaje utworzony 7 Zapasowy Batalion Zmotoryzowany, który stacjonuje w koszarach Pz.Aufkl.Abt.7 (w Monachium) stanowiąc bezpośrednie zaplecze rekruckie i szkoleniowe dla będącego na froncie oddziału. Wiosną 1943 roku, w ramach planowanego latem zwrotu ofensywnego (operacja „Zitadelle”), na front wschodni docierają w dużej ilości uzupełnienia, które pozwalają wyczerpanym ciągłymi walkami jednostkom (w szczególności tym, które zostały wyznaczone do przeprowadzania działań zaczepnych), odbudować znaczną część siły bojowej. Tym samym z 34 Zmotoryzowanego Batalionu Piechoty 30 kwietnia 1943 roku zostaje ponownie wyodrębniony oddział rozpoznawczy, a sam batalion zostaje przeformowany.
Na bazie kadry i żołnierzy wywodzących się z Pz.Aufkl.Abt.7 oraz części żołnierzy 34 batalionu, powstaje 4 Pancerny Oddział Rozpoznawczy (Panzer Aufklärungsabteilung 4). Żołnierze oddziału otrzymują do dyspozycji m.in. nowe pojazdy serii SdKfz 250. Po reorganizacji oddział ponownie zostaje włączony w skład 4 Dywizji Pancernej i w jej ramach prowadzi działania praktycznie do samego końca wojny. Godne podkreślenia jest to, że w styczniu 1945 roku Pz.Aufkl.Abt. 4 zostaje kolejny raz gruntownie dozbrojony i przezbrojony, m.in. w nowe typy wozów serii SdKfz 234 (ma to miejsce po przerzuceniu niemal całej 4. Dywizji Pancernej z Kurlandii).
Z końcem stycznia elementy Pz.Aufkl.Abt. 4 zostają przerzucone w okolice Bydgoszczy, a następnie tocząc ciężkie walki razem z całą dywizją, cofa się w kierunku Zatoki Gdańskiej. Po zajęciu Gdańska przez Armię Czerwoną, razem z głównymi siłami cofa się w kierunku Mierzei Wiślanej (część żołnierzy oddziału zostało ewakuowanych na Hel). Tam też, razem z resztkami 4. Dywizji Pancernej, kapituluje 08.05.1945.
Dowódcy oddziału:
Major Manfred Marzahn 1939 – listopad 1940
Hauptmann Hubert Nierle 1941 – 1942
Hauptmann Schmidt 07.05.1943 – 10.07.1943
Rittmeister Bettang 12.07.1943 – 18.07.1934
Major Kahler 18.07.1943 – 17.08.1943 (17.08.1943 roku Major Kahler zostaje awansowany do stopnia: Oberstleutnant)
Hauptmann Westermann 17.08.1943 – kwiecień 1944 (20.04.1944 roku Hauptmann Westermann zostaje awansowany do stopnia: Major)
Hauptmann Kendler kwiecień 1944 – lipiec 1944
Major Westermann lipiec 1944 – Wrzesień 1944
Hauptmann Kelsch wrzesień 1944 – 31.03.1945
Major Reichsritter v. Gaupp-Berghausen 06.04.1945 – 08.05.1945
Historia od sformowania do 1 września 1939
4. Dywizja Pancerna została sformowana 1 listopada 1938 (na podstawie rozkazu wydanego 10.X.1938 roku) jako kolejna (czwarta) wielka jednostka utworzonych formalnie w 1935 roku niemieckich wojsk pancernych. Jednak faktyczne tworzenie dywizji miało trwać jeszcze wiele kolejnych miesięcy. Dość powiedzieć, że wkraczając do walki we wrześniu 1939 roku nie posiadała jeszcze pełnego stanu osobowego i sprzętowego, a o jej niemal pełnym ukompletowaniu można było mówić dopiero przed kampanią zachodnią, wiosną 1940 roku.
Sztab dywizji (również w trakcie tworzenia) stacjonował w Würzburgu (VII okręg wojskowy), a na jego czele stanął generał major Hans Reinhardt (urodzony 1.03.1887 w Budziszynie, służbę w armii cesarskiej rozpoczął w 1908 roku, walczył w czasie I wojny światowej w piechocie, a po jej zakończeniu wstąpił do Reichswehry), który – jako dowódca – stanął przed dość trudnym zadaniem, jakim było utworzenie z dywizji zwartej i sprawnej jednostki.
Pomimo szeregu doświadczeń wyniesionych z dotychczasowego funkcjonowania trzech istniejących już dywizji (1,2 oraz 3), a także pierwszych wniosków, wyniesionych z walk podczas wojny domowej w Hiszpanii (którymi bardzo uważnie zajął się sztab generalny oraz dowództwa poszczególnych dywizji), proces formowania był bardzo złożony. Od samego początku borykano się z brakami kadry oficerskiej i podoficerskiej, również dostawy przewidzianego etatami uzbrojenia i sprzętu nie odbywały się w tempie, które dla dowództwa dywizji byłoby zadowalające. Dowodem na to niech będzie fakt, iż na krótko przed marcową operacją zajęcia Czechosłowacji (marzec 1939 roku) wciąż brakowało około 50% sprzętu pancernego oraz blisko 40% różnego rodzaju pojazdów kołowych (szczególnie samochodów terenowych).
Kadra oficerska była w dużej części oddelegowana i przeniesiona z innych jednostek (m.in. z 2 i 3. Dywizji Pancernej), pewien procent stanowili też absolwenci szkół wojskowych, którzy w nowo formowanej dywizji mieli zdobyć doświadczenie w dowodzeniu i jak się później okazało, także w walce. Bardzo podobnie przedstawiała się sytuacja z kadrą podoficerską.
Poszczególne oddziały były formowane w oparciu o żołnierzy z garnizonów VII okręgu oraz w dużej części przez żołnierzy byłej armii austriackiej, której szereg większych i mniejszych oddziałów zostało niemal w całości włączonych do Wehrmachtu. Dodatkowo skład dywizji uzupełniły także niektóre oddziały z 2. Dywizji Pancernej.
Z początkiem stycznia 1939 roku, skład i dyslokacja w garnizonach, wyglądały następująco:
Sztab dywizji – Würzburg
Sztab 5 Brygady Pancernej – Bamberg (35 pułk pancerny – Bamberg, 36 pułk pancerny – Schweinfurt)
12 Pułk Strzelców Zmotoryzowanych – Meiningen
103 Pułk Artylerii Zmotoryzowanej – Meiningen, częściowo także w Bambergu
7 Oddział Rozpoznawczy – Monachium
49 Zmotoryzowany Oddział Przeciwpancerny – Schweinfurt
79 Zmotoryzowany Batalion Pionierów – Würzburg
79 Zmotoryzowany Batalion Łączności – Würzburg
Podkreślania wymaga fakt, iż w skład pułków pancernych 5 Brygady Pancernej, wchodziły głównie czołgi lekkie PzKpfw I (i to w niewystarczającej ilości), a zarówno oddział przeciwpancerny jak i batalion pionierów miały sformowane jak na razie tylko po jednej kompanii (trzecią w 79 batalionie pionierów i pierwszą w 49 oddziale przeciwpancernym). Pomimo tego, najlepiej przygotowane i ukompletowane oddziały dywizji wzięły udział w operacji zajęcia terenu Czechosłowacji w marcu 1939 roku.
Wiosnę i lato 1939 roku, oprócz dalszego kompletowania jednostek i uzupełniania ich stanów (pojawiły się czołgi PzKpfw II oraz III), dywizja spędziła na szkoleniach i ćwiczeniach, mających na celu podniesienie wartości bojowej i zgrywanie poszczególnych pododdziałów. Pomimo tego, w dniu 18 sierpnia, kiedy ogłoszono tajną mobilizację, dywizja wciąż nie miała jeszcze 100% przewidzianych etatem pododdziałów, a proces formowania wciąż trwał.
Z macierzystych garnizonów została przeniesiona na poligon w rejonie Neuhammer, gdzie wchodzące w skład dywizji jednostki zostały skoncentrowane i przygotowane do prowadzenia działań bojowych w ramach całej dywizji (i korpusu). Tam też, po raz pierwszy został wprowadzony charakterystyczny dla pojazdów dywizji z okresu kampanii polskiej znak, przypominający śmigło.
Z chwilą rozpoczęcia wojny, wchodziła w skład XVI Korpusu Pancernego (razem z 1. Dywizją Pancerną oraz 14 i 31. Dywizją Piechoty, pod dowództwem generała Ericha Hopnera), a stan liczebny w 4. Dywizji Pancernej wyglądał następująco:
– 10.221 oficerów, podoficerów i żołnierzy
– 185 czołgów w 35 Pułku Pancernym (99 PzKpfw I, 64 PzKpfw II, 6 PzKpfw III, 8 PzKpfw IV, 8 KIPzBfWg SdKfz 265 oraz PzBfWg III SdKfz 267/268)
– 172 czołgów w 36 Pułku Pancernym (84 PzKpfw I, 66 PzKpfw II, 6 Pzkpfw III, 8 PzKpfw IV, 8 KIPzBfWg oraz PzBfWg III)
Natomiast struktura wyglądała następująco:
5 Brygada Pancerna (5 Panzer Brigade):
– 35 Pułk Pancerny (Panzer Regiment 35)
– 36 Pułk Pancerny (Panzer Regiment 36)
4 Brygada Strzelców (4 Schützen Brigade):
– 12 Pułk Strzelców Zmotoryzowanych (Schützen Regiment 12),
– 4 Oddział Motocyklowy (Kradschützenabteilung 4)
103 Pułk Artylerii (Artillerie Regiment 103)
7 Oddział Rozpoznawczy (Aufklärungsabteilung 7)
49 Oddział Przeciwpancerny (Panzerabwehrabteilung 49)
79 Batalion Pionierów (Pionier Bataillon 79)
79 Kompania Łączności (Nachrichten Kompanie 79)
Kampania Polska 1939
Dowódca dywizji (generał Hans Reinhardt) w swoich wspomnieniach podkreślał determinację z jaką walczyli polscy żołnierze oraz doceniał wysokie walory bojowe, reprezentowane przez stawiające twardy opór pułki polskiej kawalerii. Około godziny 12.00 (1 września), do natarcia ruszyły kompanie czołgów z 35 Pułku Pancernego, ale i one nie osiągnęły wyraźnego powodzenia.Kilka godzin później atak ponowiono, tym razem siłami obu pułków pancernych (35 i 36), jednak wobec silnego polskiego przeciwnatarcia na skrzydło 36 Pułku Pancernego, i to natarcie musiało się zatrzymać. Szczególnie dotkliwe straty poniósł 36 Pułk Pancerny (który posuwał się w szpicy), bowiem z walki tego dnia zostało wyeliminowanych około 30% czołgów i innych pojazdów pancernych (duża część z nich została w ciągu następnych dwóch dnia naprawiona).
Ostatni tego dnia atak, przeprowadził 35 Pułk Pancerny około godziny 17.00, ale i on nie osiągnął zakładanych celów. Dodatkowo, śmierć poniosło wielu dowódców pododdziałów pancernych, a w 12 Pułku Strzelców Zmotoryzowanych (który tego dnia także nie może zaliczyć do udanych) odnotowano kilka przypadków paniki i szoku pobitewnego. Systematycznie wprowadzane (przez cały 1 września) do walki oddziały dywizji, nie były w stanie przerwać polskiej obrony.Pomimo zadania ciężkich strat wykrwawiona Wołyńska Brygada Kawalerii (wzmocniona m.in. dwoma pociągami pancernymi) tego dnia nie została rozbita, a jej pozycje finalnie przełamane. Dowódca 10 Armii wyraził głębokie niezadowolenie z braku postępów w dniu 1 września (główne siły 10 Armii wciąż nie mogły się rozwinąć) uważając, że całkowita odpowiedzialność za taki obrót sprawy, spoczywa na poturbowanej tego dnia 4 Dywizji Pancernej.
Noc z 1 na 2 września, a także cały 2 września zostały wykorzystane na przegrupowanie jednostek, podciągnięcie reszty oddziałów dywizji i modyfikację planu natarcia (w walkach utracono około 100 pojazdów pancernych, przy czym większość została wkrótce wyremontowana i wróciła do linii). Pomimo tego, że mocno nadwątlone odziały Wołyńskiej Brygady Kawalerii zostały wycofane, do Warty (osiągnięcie tej rzeki było kolejnym celem marszu dywizji) czołowe oddziały dywizji dotarły dopiero 3 września (planowo spodziewano się osiągnięcia linii rzeki już w dniu 2 września rano).
Następnym kierunkiem marszu był Piotrków Trybunalski, a już od 7 września oddziały dywizji zaczęły torować sobie drogę do Warszawy (posuwając się na osi Rawa Mazowiecka – Raszyn). W godzinach porannych 8 września do sztabu dywizji dotarł rozkaz z dowództwa XVI Korpusu Pancernego, nakazujący rozpoczęcie bezpośredniego natarcia na Warszawę (w okolice której 4. Dywizja Pancerna dotarła najszybciej spośród wszystkich niemieckich jednostek).
Pomimo odczuwalnych strat i toczenia niemal nieprzerwanie działań zaczepnych, oddziały dywizji wyraźnie okrzepły, ale jednocześnie nabrały szacunku do wytrwale broniących się i stawiających miejscami twardy opór polskich oddziałów.
Krwawa lekcja udzielna przez polskich ułanów pod Mokrą, odniosła swój skutek i pomimo chęci jak najszybszego zajęcia Warszawy, wśród wielu dowódców dywizji, atak z marszu w kierunku stolicy wywoływał bardzo mieszane odczucia.Pierwszy atak przeprowadzony późnym popołudniem 8 września, tak jak i następny wykonany 9 września, zostały zatrzymane. Atakujące kompanie pancerne poniosły dotkliwe straty, podobnie jak towarzyszący czołgom strzelcy zmotoryzowani. Bilans tych dwóch nieudanych ataków prowadzonych ulicami Woli i Ochoty był bardzo dotkliwy.
Pomimo tego, że część uszkodzonych wozów udało się ściągnąć z pola walki, to blisko 30 czołgów zostało wyeliminowanych już bezpowrotnie.
Dotkliwie poturbowana dywizja (już po raz drugi w ciągu niespełna 10 dni) zajęła pozycje obronne, czekając na nadejście przydzielonych do korpusu dywizji piechoty. Tymczasem pojawiało się zagrożenie na zachód od Warszawy. Od 9 września dwie polskie armie („Poznań” i „Pomorze”), zorganizowane w Grupę Armii generała dywizji Tadeusza Kutrzeby, wyprowadzały natarcie w skrzydło niemieckiej 8 Armii.
Rozwój wydarzeń, zapoczątkowany przez nacierające polskie dywizje, zaczął przybierać dla będących po raz pierwszy podczas tej kampanii w obronie (na tak szerokim froncie) jednostek niemieckich, niekorzystny obrót. Pozbawiona wsparcia pancernego, niemiecka 8 Armia (na którą spadł główny impet polskiego natarcia) zaczęła się cofać, a to wymagało ściągnięcia w rejon walk możliwie jak najszybciej koniecznych rezerw i posiłków.
Tym samym 4. Dywizja Pancerna pozostawiając pod Warszawą ubezpieczenia, zaczęła się przegrupowywać w kierunku Sochaczewa, by ostatecznie rozwinąć swoje nacierające jednostki na osi Sochaczew – Brochów – Witkowice. Ciężkie walki toczone w tym rejonie od 13 września, doprowadziły do zablokowania przepraw przez Bzurę dla kierujących się w kierunku Warszawy oddziałów Grupy Armii generała dywizji Tadeusza Kutrzeby.
Po 16 września, oddziały dywizji wyprowadziły natarcie na zachód od Bzury, tocząc ciężkie walki z wciąż napływającymi w kierunku stolicy polskimi oddziałami. Do szczególnie zaciętych starć doszło w okolicy Adamowej Góry, a następnie Tułowic, gdzie w bezpośrednim zagrożeniu znalazł się sztab dywizji. Pomimo znaczącego wyczerpania, impet z jakim nacierały poszczególne polskie oddziały, chcąc otworzyć sobie drogą w kierunku Puszczy Kampinoskiej, a dalej do Warszawy był tak duży, że jednostki polskie w wielu miejscach przeniknęły na tyły, a poszczególne pododdziały 4. Dywizji Pancernej musiały toczyć walki nawet w przejściowym okrążeniu.
Walki nad Bzurą były kolejną ciężką lekcją dla doświadczonych już bolesnymi stratami oddziałów dywizji. Pomimo coraz bardziej widocznego zmęczenia i wyczerpania, po zakończeniu walk na linii Bzury i przejściowym postoju w okolicy Sochaczewa, oddziały dywizji zostały przerzucone w rejon Końskie – Piotrków Trybunalski. Pod wpływem raportów składanych w dowództwie korpusu, informujących o koniecznej przerwie w walkach, dywizji nie angażowano już do działań bojowych.
Bilans walk, stoczonych podczas Kampanii Polskiej 1939 roku był dla 4 Dywizji Pancernej bardzo dotkliwy. Tylko do 20 września zginęło 316 żołnierzy, 78 uznanych zostało za zaginionych, a aż 547 było rannych. Spory procent w stratach należał do kadry oficerskiej, szczególnie podstawowego, liniowego szczebla.
Ponadto utracono 46 czołgów PzKpfw I, 33 czołgi PzKpfw II oraz 6 PzKpfw IV i 9 wozów dowodzenia. Porównywalne straty zanotowała jedynie 1. Dywizja Pancerna (druga dywizja z XVI Korpusu Pancernego) oraz 1. Dywizja Lekka. Obok strat, Kampania Polska ujawniła też szereg braków, które odnosiły się do wzajemnej współpracy poszczególnych oddziałów dywizji oraz pokazały, że cała jednostka nie jest jeszcze w pełni elastycznym związkiem taktycznym. Konieczne były dalsze szkolenia.
Co jednak ważne i godne podkreślenia, doświadczenia wyniesione z polskich pól bitewnych, były bardzo cenne i stanowiły solidny fundament, na bazie którego prowadzono później z powodzeniem działania podczas Kampanii Francuskiej. 10 października 1939 roku rozpoczęto przerzucanie dywizji z Polski do macierzystych (bawarskich) garnizonów. Do początku listopada w szeregi jednostki włączono kolejnych 1500 żołnierzy, co miało wyrównać poniesione podczas walk w Polsce straty i uzupełnić te oddziały dywizji, które nie posiadały przewidzianych etatami stanów osobowych (m.in. dokończono formowanie 79 Zmotoryzowanego Batalionu Pionierów – dodano 1 i 2 kompanię).
Czas spędzony w macierzystych garnizonach nie był długi, bowiem już z końcem listopada 1939 roku, oddziały dywizji zaczęły być przerzucane w rejon Ludenscheid – Wipperfuhrt.
Kampania Zachodnia 1940 (do końca czerwca 1940 roku)
Po zajęciu Polski następnym kierunkiem, w który zwróciła się niemiecka machina wojenna, był zachód. Niemiecki Sztab Generalny przewidywał zajęcie w krótkich kampaniach Danii, Norwegii i Holandii a następnie Belgii, by w końcu zwrócić niemal całość sił przeciwko Francji. Intensywnie przygotowywana kampania (składająca się z kilku dużych operacji) zakładała rozdział posiadanych sił na trzy główne grupy wojsk.
Tym samym 4. Dywizja Pancerna została włączona w skład Grupy Armii „B” z zadaniem wyprowadzenia natarcia z rejonu Akwizgranu w kierunku Kanału Alberta (na zachód od Maastricht) oraz zajęcia na nim koniecznych dla dalszych działań przyczółków. Jednak nim kolejny raz niemieckie dywizje ruszyły do walki, pierwsze miesiące 1940roku były czasem względnego spokoju.
Stany osobowe i sprzętowe 4. Dywizji Pancernej wciąż się powiększały a kilkukrotnie przekładany czas rozpoczęcia działań bojowych, pozwolił na prowadzenie intensywnych ćwiczeń oraz szkoleń, które trwały niemal nieprzerwanie od powrotu z Polski. Miały także miejsce zmiany w samym składzie dywizji.
Z 35 Pułku Pancernego z początkiem marca 1940 roku wyłączono jedną z kompanii pancernych (najprawdopodobniej drugą), celem stworzenia na jej bazie specjalnej jednostki, przewidywanej do użycia w Kampanii Norweskiej (40. Panzer Abteilung zum besonderer Verwendung). W miejsce wydzielonej kompanii, sformowano niedługo później kolejną. Tym samym 35 Pułk Pancerny mógł nadal dysponować pełnoetatowym I batalionem.
Warto także odnotować fakt dostarczenia do 1 kompanii 12 Pułku Strzelców Zmotoryzowanych, 14 półgąsienicowych transporterów opancerzonych (z popularnej serii SdKfz 251), które były pierwszymi pojazdami tego typu w całej dywizji (prawdopodobnie jednak już wcześniej dwa tego typu transportery trafiły do batalionu łączności, a trzeci był testowany w sztabie 35 Pułku Pancernego).
Kolejną zmianą było przeformowanie 6 kompanii tego samego pułku na kompanię strzelców zmotoryzowanych – motocyklowych (każda drużyna w plutonie, wg. etatu miała tym samym cztery motocykle z koszem). W połowie kwietnia miała także miejsce zmiana na stanowisku dowódcy dywizji. Stery nad całą jednostką przejął generał major Joachim Stever, który do tej pory piastował stanowisko szefa sztabu w XV Korpusie Zmotoryzowanym.
W chwili rozpoczęcia działań przeciwko Francji, 4. Dywizja Pancerna liczyła łącznie blisko 14.000 oficerów, podoficerów i żołnierzy, którzy mieli do dyspozycji:
152 czołgi PzKpfw I (wszystkich typów), 111 czołgów PzKpfw II,40 PzKpfw III, 14 PzKpfw IV.
Całość uzupełniało 18 wozów dowodzenia (KIPzBfWgm SdKfz 265) i 9 PzBfWg SdKfz 267/268. Do tego dochodziło 48 samochodów pancernych (36 lekkich i 12 ciężkich) oraz 14 wymienionych już wyżej, transporterów gąsienicowych serii SdKfz 251 (prawdopodobnie było ich jednak 22 – dodatkowo po trzy w dowództwie każdego z pułków pancernych i dwa w batalionie łączności).
Tzw. komponent kołowy składał się z: 1392 motocykli (w tym 691 z wózkami), 2495 samochodów różnych typów (w tym 773 osobowe) oraz 80 ciągników gąsienicowych (m.in. SdKfz 10). Co ciekawe, pojazdy 4. Dywizji Pancernej wkraczały do walki z nowym godłem: litra Y wpisana w koło, choć zdarzały się sytuacje, gdzie można było spotkać oba znaki dywizyjne (także ten z okresu Kampanii Polskiej).
O świcie 10 maja 1940 roku pierwsze oddziały 4. Dywizji Pancernej wkroczyły na teren Holandii, a niedługo potem przekroczyły także granicę belgijską. Przez pierwsze dwa dni nie prowadziły praktycznie żadnych intensywniejszych walk, a angażujące znaczne siły dywizji poważniejsze starcie miało miejsce 12 maja w rejonie miejscowości Hannut. Na południe od niej kompanie pancerne 35 Pułku Pancernego natknęły się na czołgi, wchodzące w skład przerzuconej w tej rejon francuskiej 3 Dywizji Kawalerii Zmechanizowanej.
Trwające do 14 maja walki zakończyły się odrzuceniem oddziałów francuskich i zadaniem im sporych strat, na które złożyło się m.in. 50 czołgów (wśród nich także wzbudzającego podziw wśród niemieckich dowódców typu Somua) i wielu jeńców. Ta pierwsza poważna bitwa pokazała jednak, że o ile samo dowodzenie, koordynacja i wykorzystanie oddziałów pancernych (szczególnie elastyczność w ich zastosowaniu), były zdecydowanie lepsze po stronie niemieckiej, o tyle porównanie samych czołgów i ich siły bojowej, tak wyraźnej przewagi Panzerwaffe już nie dawało.
Grube pancerze francuskich wozów nie pozwalały na równorzędny pojedynek PzKpfw II (których wciąż było bardzo dużo), nie wspominając o PzKpfw I, których angażowania do walk z francuskimi czołgami starano się unikać.
W szranki mogły stawać jedynie PzKpfw III i IV (ale i tu wynik walki nie był przesądzony), jednak ich liczebność wciąż nie była wystarczająca (łącznie od 10 do 20% ekwiwalentu pancernego w dywizji).
Prowadząc działania zaczepne i pościgowe (za ustępującymi oddziałami francuskimi i belgijskimi), tuż po 20 maja 1940 roku dywizja wkroczyła na terytorium Francji, gdzie początkowo toczyła walki w lasach kompleksu Mormal, by następnie osiągnąć i przekroczyć kanał Basze.
Pod Armentieres doszło do pierwszego spotkania z oddziałami brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego, które podobnie jak oddziały francuskie, nie mogły dać sobie rady z rozpędzonymi niemieckimi czołgami i elastycznym sposobem dowodzenia, jaki prezentowali niemieccy dowódcy. Dość powiedzieć, że zachowawczość w dowodzeniu oraz często spotykany brak woli walki (szczególnie po stronie francuskiej) ułatwiały niemieckim jednostkom szybkim głębokie manewry, a tym samym eliminowanie licznych i dobrze wyposażonych wojsk brytyjskich i francuskich, kawałek po kawałku.
Ostatnie dni maja to prowadzenie działań w okolicy Lille z jednoczesnym zamknięciem tam w okrążeniu sporych sił francuskich. Z początkiem czerwca dywizja zostaje przerzucona na południe Francji, gdzie przy ogólnym odwrocie wojsk francuskich cały czas jest w ruchu, działając momentami w bardzo dużym rozciągnięciu. Oddziały dywizji prowadząc nieustanny pościg za uchodzącymi (i nie wykazującymi specjalnej ochoty do walki) jednostkami francuskimi, przekraczają Marnę a następnie Sekwanę, by w kolejnych dniach bez angażowania się w jakiekolwiek intensywniejsze walki osiągnąć Dijon oraz Lyon.
Po 20 czerwca oddziały 4. Dywizji Pancernej docierają do północnego brzegu rzeki Isery, a tam w dniu 24 czerwca 1940 roku otrzymują ze sztabu korpusu rozkaz zaprzestania działań bojowych.
Dowództwo wojsk francuskich poprosiło o zawieszenie broni, które w praktyce okazało się zakończeniem działań bojowych. Pomimo dużego zróżnicowania w walkach, bilans całej kampanii (blisko siedem tygodni w linii) był dla dywizji dość dotkliwy.
Straty w sile żywej sięgały 2049 żołnierzy (w tym 437 zabitych i 81 zaginionych), a w sprzęcie osiągnęły 86 czołgów utraconych bezpowrotnie (m.in. 34 PzKpfw I, 25 PzKpfw II, 11 PzKpfw III, 10 PzKpfw IV) oraz dodatkowo 13 samochodów pancernych (w tym 3 ciężkie).
Skład 4. Dywizji Pancernej w dniu 09.05.1940 roku:
– 5 Brygada Pancerna (35 i 36 Pułki Pancerne); każdy z pułków posiadał dwa bataliony a te odpowiednio po trzy kompanie pancerne (dwie lekkie, jedną średnią).
– 4 Brygada Strzelców Zmotoryzowanych (12 i 33 Pułki Strzelców Zmotoryzowanych); każdy z pułków posiadał po dwa bataliony strzeleckie (a te odpowiednio po trzy kompanie strzelców i czwartą wsparcia). W 33 Pułku dodatkowo występowała kompania dział piechoty oraz kompania przeciwpancerna.
– 103 Pułk Artylerii Zmotoryzowanej (I i II dywizjon), oba z trzema bateriami haubic 10,5cm. Na czas kampanii, do pułku przydzielono także II dywizjon z 93 Pułku Artylerii (trzy baterie haubic 15cm).
– 7 Pancerny Oddział Rozpoznawczy (dwie kompanie samochodów pancernych, kompania wsparcia, kompania motocyklowa)
79 Batalion Pionierów (cztery kompanie pionierów i kolumna mostowa typu „B”)
49 Zmotoryzowany Oddział Przeciwpancerny (trzy kompanie armatek przeciwpancernych PAK 35/36 kalibru 3,7cm oraz jednej kompanii przeciwlotniczej wyposażonej w działka 2cm)
79 Pancerny Batalion Łączności (dwie kompanie: łączności radiowej oraz telefonicznej)
Lipiec 1940 – Czerwiec 1941 (czas reorganizacji i przemian)
Zakończenie walk zastało dywizję w rejonie rzeki Isery, jednak z początkiem lipca jej dyslokacja uległa zmianie. Od 7 lipca 1940 roku jednostki dywizji stacjonowały w rejonie Auxerre (departament Yonne), gdzie po raz pierwszy od majowego początku kampanii, cała jednostka miała okazję na dłuższy odpoczynek. Pełnienie służby okupacyjnej w tym rejonie nie trwało jednak długo, bowiem z końcem sierpnia cała dywizja została włączona w skład XV Korpusu Pancernego, zaczynając tym samym intensywne przygotowania do planowanej operacji „Lew Morski” (której powodzenie było uwarunkowane zdobyciem panowania w powietrzu).
Ćwiczenia ogniskowały się na sprawnym przeprowadzeniu operacji desantowej (załadunek i rozładunek z barek) oraz właściwej koordynacji działań z innymi jednostkami. Fiasko powietrznej „Bitwy o Anglię” i ogromne straty poniesione przez Luftwaffe, musiały położyć kres przygotowaniom do desantu, którego celem było angielskie wybrzeże. Oficjalnie cała operacja lądowania została odłożona, a ponowna decyzja o wznowieniu procesu przygotowawczego miała być podjęta w bliżej nie określonej przyszłości.
Tymczasem jednak duża część 4. Dywizji Pancernej zaczęła ulegać istotnym przeobrażeniom. Już 29 czerwca 1940 roku w skład 103 Pułku Artylerii Zmotoryzowanej oficjalnie został włączony (już na stałe) II Dywizjon 93 Pułku Artylerii (jako ciężki III Dywizjon, wyposażony w dwie baterie haubic sFH18 kalibru 15cm oraz baterię 10cm armat K18), który początkowo do 103 Pułku został przydzielony tylko na czas kampanii.
Dodatkowo 79 Batalion Pionierów został wzbogacony o 12 czołgów PzKpfw II oraz kilkanaście transporterów opancerzonych serii SdKfz 251. Jednak największą zmianą w dotychczasowym składzie dywizji, było wyłącznie z niego 36 Pułku Pancernego (intensywnie rozbudowywana Panzerwaffe potrzebowała nowych jednostek, a te tworzono w oparciu o dotychczasowe dywizje pancerne i wydzielanie z nich określonych jednostek).
Na podstawie rozkazu z 11 listopada 1940 roku, 36 Pułku Pancerny został przeniesiony do nowo tworzonej 14. Dywizji Pancernej, co pomimo dodania dwóch kolejnych kompanii czołgów do 35 Pułku Pancernego, znacząco zmniejszyło liczbę wozów pancernych w całej dywizji. Co jednak ważne i godne podkreślenia to fakt, że siła ognia całego dywizyjnego komponentu pancernego znacząco wzrosła, co uzyskano poprzez wycofanie ze służby liniowej czołgów PzKpfw I (jako nie spełniających już wymogów zmieniającego się pola walki), a wprowadzenie w ich miejsce czołgów typu PzKpfw III (w tym wielu z działem 5cm).
Po tych zmianach 35 Pułk Pancerny liczył łącznie 174 czołgi (44 PzKpfw II, 105 PzKpfw III – 74 z działem 5cm, 20 PzKpfw IV oraz 8 wozów dowodzenia PzBfWg III). Jednak na wydzieleniu jednego z pułków pancernych sprawa reorganizacji się nie zakończyła. Ubytek spotkał także 7 Pancerny Oddział Rozpoznawczy, który także w listopadzie 1940 roku (na podstawie rozkazu z 21 listopada) przekazał swoją drugą kompanię do 17. Dywizji Pancernej, która stała się zalążkiem kolejnego, 27 Pancernego Oddziału Rozpoznawczego (utworzonego na bazie przeformowanego 132 Oddziału Rozpoznawczego).
Tym samym 7 Pancerny Oddział Rozpoznawczy składał się już tylko z trzech kompanii (w tym jednej wsparcia) i dysponował łącznie 35 samochodami pancernymi różnych typów (SdKfz 221/222/223 oraz cięższymi SdKfz 231/232).
Wzmocnieniu natomiast uległ dywizyjny komponent piechoty zmotoryzowanej. 4 Brygada Strzelców Zmotoryzowanych (12 i 33 Pułk) została wzbogacona o dodatkowy, 34 Batalion Strzelców Zmotoryzowanych (motocyklowych). Zwiększyła się także siła ognia strzelców, bowiem w większej ilości zaczęły docierać do brygady pistolety maszynowe typu MP38/40.W grudniu 1940 roku 4. Dywizja Pancerna wraca do Niemiec.
Przez blisko dwa miesiące pobytu (oddziały zostały dyslokowane w Nadrenii i Zagłębiu Ruhry) dywizja ponownie uzupełnia swoje stany, a wyszczególnione wyżej zmiany (przekazanie części jednostek do nowo formowanych dywizji) zostają wprowadzone w życie. Jednocześnie dociera nowy sprzęt oraz rekruci. Na nowo rusza intensywny program szkoleniowy, a wielu z doświadczonych w obu kampaniach podoficerów i oficerów, zostaje oddelegowanych do szkoleń w nowo tworzonych dywizjach (m.in. do 15. Dywizji Pancernej w Mannheim i 19. Dywizji Pancernej w Hanowerze).
W połowie lutego 1941 roku dywizja zostaje ponownie przeniesiona do Francji, bowiem jest przewidziana do wykonania kolejnego bojowego zadania. Na miejscu (rejon na północ od Bordeaux) wchodzi w skład grupy wojsk, które mają zająć nieokupowaną część Francji (państwo Vichy).
Cała operacja zostaje jednak odwołana, co jak się okazało nie oznacza, iż Sztab Generalny postanowił dywizję zostawić w spokoju. Już 5 kwietnia ruszają transporty z oddziałami dywizji, których nowym rejonem koncentracji jest austriacko-węgierskie pogranicze. Dywizja zostaje włączona do drugiego rzutu wojsk, które rozpoczęły działania ofensywne na Bałkanach.
Pomyślny dla niemieckich dywizji rozwój wypadków na tamtym froncie spowodował, że nie było potrzeby angażowania 4. Dywizji Pancernej do walk, a to z kolei zaowocowało kolejną dyslokacją. 20 kwietnia ruszają transporty, których celem jest Polska, a konkretnie poligon w Biedrusku koło Poznania.
Tam też mają miejsce kolejne ćwiczenia (od końca marca sztab dywizji wie już o planowanym ataku na wschodzie), które jak się miało później okazać, były ostatnimi przed rozpoczęciem walk ze Związkiem Sowieckim. W ramach przygotowań do mającej się wkrótce rozpocząć operacji („Barbarossa”), wiosną 1941 roku do 49 Zmotoryzowanego Oddziału Przeciwpancernego zostają przysłane nowe działa przeciwpancerne – PAK 38, kalibru 5cm. Tym samym w każdej z kompanii 49 Oddziału, jeden z plutonów został wyposażony w te działa.
W 79 Pancernym Batalionie Łączności pojawiły się dodatkowo trzy czołgi typu PzBfWg III, a do 103 Pułku Artylerii Zmotoryzowanej została przeniesiona z 49 Oddziału Przeciwpancernego (z tej samej dywizji) 5 kompania (należąca pierwotnie do 66 Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej), która wiosną otrzymała poczwórnie sprzężone działka przeciwlotnicze kalibru 2cm.
Tuż przed rozpoczęciem działań przeciwko Związkowi Sowieckiemu, 4. Dywizja Pancerna miała na stanie 282 pojazdy pancerne (w tym 204 czołgi) oraz 4764 innych pojazdów (m.in. 1586 motocykli, 1001 samochodów osobowych, 1992 samochody ciężarowe i 185 ciągników różnych typów).
Wspomnienia żołnierzy 4 Dywizji Pancernej
Poniżej zamieszczamy wspomnienia i zapiski do jakich udało nam się dotrzeć. Jednocześnie zaznaczamy, że chcąc zachować oryginalne tłumaczenie, nie ingerowaliśmy w tekst. Wyrażenia oraz opinie zawarte w tekście pochodzą bezpośrednio od autora wspomnień.
Heinrich Eberbach (ur. 24 listopada 1895 – zm. 13 lipca 1992) – jego karierę wojskową zapoczątkowała I wojna światowa, którą zaczął jako podoficer (kandydat na oficera) w 3 kompanii 10 Pułku Piechoty. W 1915 roku został awansowany na stopień porucznika, obejmując dowodzenie 8 kompanii Pułku Fizylierów Cesarza Franciszka Józefa. 25 września 1916 roku, podczas bitwy pod Sommą, zostaje podwójnie ranny i wzięty do niewoli, by we wrześniu 1917 roku z niej uciec i przez Szwajcarię ponownie dotrzeć do Niemiec.
Ponownie zostaje wysłany na front. Po zakończeniu wojny wciąż pozostaje w wojsku, by z 31 stycznia 1920 roku opuścić jej szeregi. Dostaje pracę w policji, w której stopniowo pnie się po szczeblach kariery, regularnie awansując. Po piętnastu latach służby jako policjant, ponownie wstępuje do wojska. W 1935 roku w nowo tworzonym Wehrmachcie, obejmuje 14 października dowodzenie 12 oddziałem przeciwpancernych, następnie od 1 sierpnia 1936 roku dowodzi 6 Pułkiem Pancernym wchodzącym w skład 3 Dywizji Pancernej.
Od samego początku służby, wykazuje duże zdolności organizacyjne, czego efektem jest promocja na stopień Oberstleutnanta w 1937 roku, a konsekwencją oddanie pod rozkazy w listopadzie 1938 roku Panzer Regiment 35, wchodzącego w skład nowo tworzonej 4 Dywizji Pancernej.
Na czele pułku prowadzi walki w Polsce, oraz we Francji w 1940 roku, odznaczając się podczas walk o przeprawy na Mozie, a następnie we Flandrii. Po inwazji na ZSRR, w marcu 1942 roku zostaje awansowany na stopień General Majora. W tym czasie dowodzi już 4 Dywizją Pancerną (od 6 stycznia 1942 do 2 marca 1942 roku oraz od 4 kwietnia do 14 listopada 1942 roku), by następnie objąć dowodzenie (dwukrotnie) nad XLVIII Korpusem Pancernym. Pod koniec listopada 1942 roku zostaje ranny niedaleko Stalingradu.
W szpitalu pozostaje do lutego 1943 roku, by zaraz po wyjściu zostać na krótko dowódcą (inspektorem) pancernych oddziałów rezerwowych. W tym samym czasie zostaje odznaczony Krzyżem Rycerskim Żelaznego Krzyża i awansowany na stopień Generała Porucznika (General Leutnant). Niedługo później ponownie wraca na front wschodni, obejmując tam wyższe stanowiska dowódcze. W 1944 roku zostaje awansowany na Generała Wojsk Pancernych (General der Panzertruppen).
Przeniesiony do Francji, kieruje walkami z oddziałami brytyjskimi podczas ich próby wyrwania się z przyczółka, by następnie objąć dowodzenie Grupą Pancerną „Zachód”, przemianowaną następnie na 5 Armię Pancerną. W sierpniu 1944 zostaje dowódcą doraźnie sformowanej „Grupy Pancernej – Eberbach”, która wykonuje nieudane natarcie na skrzydło jednostek amerykańskich, celem zablokowanie ich marszu na południe Francji (kontratak pod Mortain) i zdobycia Avranches.
Następnie, już jako dowódca 7 Armii toczy walki w rejonie Falaise, celem wyrwania się kleszczy wojsk alianckich. 31 sierpnia 1944 roku, podczas rozpoznania, w którym brał udział, zostaje w okolicy Amiens wzięty do niewoli przez brytyjski oddział. Z niewoli wychodzi w 1948 roku, by dwa lata później zająć się pracami nad tworzeniem Bundeswehry, a konkretnie jej oddziałów pancernych i zmotoryzowanych.
Przed kampanią w Polsce
„… Od połowy sierpnia 1939 wszyscy odczuwają napiętą atmosferę. Na horyzoncie majaczy wojna przeciw Polsce. Wszyscy mamy uczucie, że sobie poradzimy, ale nie ma radosnego uniesienia, jakie miało miejsce w 1914 roku.
Rankiem 26 sierpnia stoimy nad Polską granicą. Ale rozkaz nie nadchodzi. Wieczorem wracamy znowu na nasze kwatery. Wszyscy żywimy cichą nadzieję, że wojny można będzie jeszcze uniknąć. Pułk składa się z 6 kompanii. W większości są wyposażone tylko w czołgi uzbrojone w karabiny maszynowe (PzKpfw I). Oprócz tego mają kilka PzKpfwr II z 20 mm działkiem, i jeszcze mniej PzKpfw III z działkiem 37 mm, a w 4. i 8. kompanii po 4 czołgi PzKpfw IV z krótkim działem 75 mm . Deficyt oficerów i podoficerów pomimo napływu rezerwistów ciągle nie jest uzupełniony …”
1 września 1939 — pierwszy dzień wojny
„… O świcie stoimy znów nad granicą. O 4.45 zaczyna strzelać nasza artyleria. Płonie kilka domów. Wyrusza nasz pułk piechoty zmotoryzowanej. O 6.30 także nasz pułk otrzymuje rozkaz do natarcia. Mamy uderzyć przez Opatów-Wilkowiecko-Mokrą III na Ostrowy – Korcin. To bądź co bądź 40 kilometrów do przebycia.
Nasz XVI Korpus (1 i 4 Dywizje Pancerna oraz 14 i 31 Dywizje Piechoty) jest szpicą uderzeniową w środku 10 armii generała Waltera Reichenaua … „
Chrzest ogniowy 35 pułku pancernego
„… Posuwamy się powoli do przodu. Droga jest zablokowana, most przez Liswartę wysadzony. Przeprawiamy się brodem. Na tylnej części czołgów przewozimy naszych strzelców motocyklowych. Nie ugrzązł żaden czołg. Posuwamy się przez Opatów na Krzepice, otrzymujemy boczny ogień z ckm i artylerii, na który odpowiadają nasze czołgi, i osiągamy Wilkowiecko.
Przed nami leżą trzy wsie: Mokra I, Mokra II i Mokra III, za nimi wysokopienny las. Uderza II batalion, niszczy jedną polską baterię, przebija się przez wsie i dociera na 400 metrów od skraju lasu. Z lasu w kierunku naszego II batalionu zostaje skierowany ogień artylerii, dział przeciwpancernych i ciężkich karabinów maszynowych. Nie widać nic ze strony przeciwnika. Amunicja polskich karabinów przeciwpancernych przebija nasze lekkie opancerzenie. Hauptmann Buz i Leutnant Lohr giną, Oberleutnant Snahovich zostaje ranny. Kiedy z powodu tych wydarzeń dowódca pułku rozkazuje I batalionowi oskrzydlić i przejść las z prawej, ciężko ranny zostaje dowódca batalionu Oberstleutnant Stenglein.
Skraj lasu zostaje osiągnięty i powoli oczyszczony. Nasza artyleria prowadzi ogień osłonowy. Panzer-Regiment 36, który prowadzi swoje natarcie na lewo od nas również ponosi straty. Oberst Breith wycofuje swój batalion do Wilkowiecka, w celu uporządkowania mocno rozciągniętych kompanii. Strzelcy powoli posuwają się do przodu na Mokrą, jednak z dywizji nie przychodzą żadne rozkazy, ponieważ w tyle wybuchła panika. Nasz dowódca dywizji ze swoim sztabem muszą przymuszać roztrzęsionych kierowców kolumn i wozów bojowych do jazdy do przodu. Nasz pułk jest w związku z tym całkiem sam na krawędzi lasu. Czy ośmielać się iść w głąb?
Późnym popołudniem wraca dowódca lekkiego plutonu z II batalionu, Feldwebel Gabriel, który wysłany został na rozpoznanie i melduje: „Las i wieś po tamtej stronie są wolne od nieprzyjaciela“. Natychmiast ruszają przez las II batalion i sztab pułku. I batalion stoi na razie przy Mokrej.
Tak więc nasz pułk uporem, duchem bojowym i zaangażowaniem tego pierwszego dnia przyczynił się do pierwszego sukcesu dywizji. Pierwszy front obronny Polaków został przełamany. Dowódca korpusu i nasz dowódca dywizji uznali dokonania pułku. Cena za ten sukces jest wysoka: 15 zabitych w tym dwóch oficerów, 14 rannych w tym 3 oficerów i 14 czołgów. Naszym przeciwnikiem jest elitarna polska jednostka: Wołyńska Brygada Kawalerii …”
„Sturmfahrt auf Warschau”
„… 2 września w ciężkich walkach umiejętnie wspierany przez naszą 4. i 8. kompanie, Schützen-Regiment 12 przebija się do Kozinki. 3 września opór polskich jednostek zostaje przełamany. Nasz Aufklärungsabteilung 7 prawie bez walki zajmuje przejście przez Wartę pod Szcepolicami i uderza w kierunku na zachód od Radomska. Nasza sąsiadka, 1 Panzer-Division zajęła Kamiensk. 3 i 4 września nasz pułk tłucze się po fatalnych drogach. Aufklärungsabteilung 7 i Schützen-Regiment 12 przekroczyły Widawkę i stoją 20 kilometrów na południe od Kamienska. Dopiero 5 września nasz pułk idzie znowu naprzód. Celem ataku jest Gomulin, na zachód od Piotrkowa Trybunalskiego. Ale tylko 6. kompania natrafia na wroga z artylerią i działkami przeciwpancernymi. Odrzuca go do lasu.
6 września pułk zajmuje Będków i Rudnik, 7 września znowu jest na szpicy naszej dywizji i pędzi wroga w dzikiej pogoni z Ujazdu. Już o 9.00 zostaje osiągnięta Lubochnia a wieczorem pułk przejeżdża przez Rawę Mazowiecką do swego miejsca postoju.
W tych dniach dywizja wbiła się na głębokość 40 kilometrów w zgrupowanie wroga. Nasz pułk chętnie uderzałby dalej, jako, że przy wyjeździe z Rawy stoi drogowskaz „Warszawa 115 km”. Po raz pierwszy nasza jednostka doświadcza, jaką siłą przyciągania oddziałuje nazwa miasta, którego zajęcie ma duże znaczenie.
Rozkaz dzienny dywizji kończy się zdaniem: „Vorwärts nach Warschau” („Naprzód na Warszawę”). Nie pozostaje wiele czasu na sen.
8 września o świcie nasz pułk wysuwa się na szpicę 4. Dywizji Pancernej. Po 10 kilometrach trafia na polską piechotę z artylerią. Wróg zostaje prędko pokonany. Ostrzeliwując gniazda oporu, osiągamy Radziejowice. Dalej uderzenie kieruje się na Wolicę-Sękocin, w celu zajęcia przejścia przez Utratę. Polscy żołnierze poddają się tysiącami. Kiedyzostaje osiągnięty ten odcinek, pułk uderza na Raszyn.
Wróg wysadza nam przed nosem dwa mosty, ale możemy przejechać. Kompania pionierów reperuje przeprawy. Dowodzący generał jedzie do znajdującego się z przodu I batalionu, gdzie pokryty kurzem i ubrany tylko w spodnie i koszulę Hauptmann von Lauchert objaśnia mu sytuację. Dowódca pułku radzi generałowi Höppnerowi i dowódcy dywizji, aby wykorzystać zaskoczenie wroga i – bez oczekiwania na wszystkie jednostki dywizji – uderzać w kierunku na Warszawę, która przez rząd polski ogłoszona została miastem otwartym (?). Zostaje udzielone pozwolenie. Samolot dostarcza jeszcze na czas kilka planów Warszawy. Wszyscy czołgiści pułku palą się, aby jako pierwsi żołnierze armii niemieckiej dotrzeć do polskiej stolicy. II batalion ma za zadanie uderzać przez plac Piłsudskiego i Wisłę na Pragę, I batalion ma pozostać w centrum Warszawy.
O godzinie 17.00 nasz pułk zaczyna i uderza przez przedmieścia Warszawy. Padają pojedyncze strzały. Za Kolonią-Rakowiec nie ciągną się już domy. Czołgi przejeżdżają przez most drogowy. Za nim jest jeszcze 400 metrów do skraju właściwego miasta, do przejechania częściowo po otwartym terenie, a częściowo po terenie pokrytym ogródkami działkowymi. Droga do skraju miasta jest zablokowana barykadą z przewróconych tramwajów i samochodów ciężarowych do przewozu mebli. Kiedy nasze czołgi zbliżają się, błyska ogień artyleryjski. Nasze pojazdy zjeżdżają szybko z drogi i przez ogródki działkowe wjeżdżają na boczne ulice. Ale tam też – z czteropoziomowych domów, z świetlików dachów, okien, piwnic i zza dalszych barykad na nasze czołgi zostaje skierowany ogień ze wszystkich luf. Jeden z naszych niewielu Panzer IV otrzymuje bezpośrednie trafienie, ale zostaje odholowany.
Słońce zachodzi. Zmierzch okrywa ulicę przed nami. Dowódca pułku uświadamia sobie, że Polacy nie dotrzymują słowa o Warszawie jako mieście otwartym i, że tego silnie bronionego dużego miasta nie można zająć z marszu, pojedynczym wypadem. Przerywa atak i wraca z powrotem do mostu drogowego. Na razie samotny, wysunięty przed główne siły dywizji pułk ubezpiecza się ze wszystkich stron.
Noc przebiega spokojnie. Zostaje uzupełnione paliwo, amunicja, dostarczone zostaje zaopatrzenie. W międzyczasie docierają pozostałe jednostki dywizji. Dowódca dywizji rozkazuje powtórzenie ataku wszystkimi siłami 9 września, wzmocniony Panzer-Regiment 35 ze swojego obecnego stanowiska a Panzer-Regiment 36 na zachód od niego.
O godzinie 7.00, po ostrzelaniu przedmieść przez artylerię, nasz I batalion wraz z batalionem strzelców i plutonem saperów po raz drugi wychodzi do szturmu na Warszawę. Znowu nasze czołgi przetaczają się przez most drogowy, razem z nimi jadący na nich strzelcy. Wraz z saperami zostaje pokonana barykada. Atak wchodzi w wąwozy domów. Miasto broni się z rozpaczliwym męstwem.
Pomimo tego zostaje zajęta druga barykada. Strzelcy muszą zdobywać i oczyszczać dom po domu. Gniazda km, granaty ręczne z góry i z piwnic, zrzucane z dachów kamienne bloki sprawiają, że jest to trudne. Czołgi pokusiły się o to, by dalej iść samemu. Dowódca 1. kompanii, Leutnant Class, atakuje dalej główną ulicą. Jego pojazd zostaje trafiony z doskonale zamaskowanego działa. Pomimo to jedzie dalej. Następne trafienie zapala pojazd. Kierowca nie żyje. Classowi i jego radiotelegrafiście udaje się jeszcze opuścić pojazd. Ale wtedy obaj zostają ciężko ranni.
Wóz adiutanta pułku zostaje unieruchomiony przez to samo działo. Oberleutnant Guderian wysiada i przez bramę dostaje się do ogródka. Tam napotyka się na czołg Leutnanta von Diera, który ochraniany przez przydzielony pluton strzelców posuwa się powoli do przodu.
Inne czołgi starają się przejść przez podwórza i ogrody. Leutnantowi Esserowi z dwoma plutonami udaje się dotrzeć do linii kolejowej, po czym polska obrona niszczy jego radiostację. Feldwebel Ziegler obejmuje dowództwo pozostałych czołgów i atakuje do warszawskiego Dworca Głównego. Sam w środku stolicy wroga musi się ostatecznie wycofać. Leutnant Lange dotarł do stanowisk artylerii wroga i strzela z czego może. Ale odważni Polacy rzucają wiązki ładunków pod jego gąsienice. Jedno z kół jego czołgu zostaje rozerwane, wieża zostaje zablokowana. I on musi się wycofać.
Przed 9.00 dowódca pułku włącza wcześniej trzymany w rezerwie, wzmocniony przez baon strzelców II batalion do walki o 1 km na północ od drogi, bo tam obrona wroga wydaje mu się słabiej zorganizowana. Odziały posuwając się do przodu mijają stare umocnienia Warszawy. Zostaje osiągnięty park. Ale tam wiezieni na czołgach strzelcy osłony trafiają pod ostrzał karabinów maszynowych i granatników z budynków po lewej. Podczas gdy rozsypują się, pomiędzy nimi wybuchają pociski. Pojedyncze pojazdy płoną. Obrona ppanc. wroga powstrzymuje atak naszych pojazdów. Dowódca 8. kompanii, Oberleutnant Morgenroth zostaje śmiertelnie trafiony. Z dwóch plutonów które weszły do oczyszczania parku wracają tylko 3 pojazdy. Wtedy dywizja rozkazuje: „Wracać na pozycje wyjściowe!”. Na razie liczba czołgów, które znajdują się w linii i na zapleczu natarcia jest przerażająco mała. W ciągu popołudnia wzrasta znowu do 91, z których jednak tylko 57 jest gotowych do walki, wśród nich jeden tylko Panzer IV. Także załogi, których pojazdy zostały zniszczone wracają z powrotem, wśród nich Oberleutnant Riebig, który pieszo przebił się przez polskie linie.
Pomimo wszystko duch bojowy pancerniaków jest niezachwiany. Każdy ma uczucie, że dokonał dużego wyczynu. W końcu przecież dywizja w 8 dni pokonała 400 km, pokonała wroga, gdzie się pojawił, i jako pierwsza weszło do jego stolicy, daleko na tyłach głównych sił armii polskiej. Dużo później dopiero dowiadujemy się, ze Warszawa wówczas broniona była przez 100 000 żołnierzy polskich. Demoralizujące działanie uderzenia naszego pułku na szpicy 4. Panzer-Division nie jest wystarczająco doceniane.
W nocy wszystkie trafione i zniszczone na minach czołgi zostają ściągnięte z powrotem przez swoje załogi – po części sprzed polskich linii.
Wycofująca się z zachodniej Polski armia polska próbuje dotrzeć do Warszawy na południe od Wisły. Nasza 4. Panzer-Division, wzmocniona przez zmotoryzowany pułk SS-VT Leibstandarte, 33 Pułk Piechoty, artylerię i saperów ma rozkaz trzymać pozycję pod Warszawą. Jednocześnie powinna przyjąć wycofującego się z zachodu wroga. Na wschód od siebie mamy tylko 1. Panzer-Division. Wraz z nią stoimy całkiem sami, kilkaset kilometrów za liniami wroga. Nasz pułk powinien po nieustannych walkach i ciężkich stratach z 9 września otrzymać zasłużony odpoczynek i czas na naprawę pojazdów. Ale usadowienie wroga na to nie pozwala.
Rankiem 10 września pułk znowu toczy walki na płd.-zach. Warszawy, aby zabezpieczyć linię Osiedle Gorce-Blizne przed atakującymi polskimi jednostkami. Rośnie ilość sukcesów, ale rosną także straty. 11 września mija stosunkowo spokojnie. 12 września Hauptmann Schnell wraz ze swoją kolumną marszową niszczy 7 polskich czołgów.
13 września o godz. 4.30 nasz pułk wycofuje się ze swoich pozycji i kieruje się do folwarku Strzykuły, aby stamtąd zaatakować wraz z SS-VT Leibstandarte. O godzinie 14.50 nasze czołgi ruszają do ataku na zachód, na Błonie. Batalion przy batalionie, każdy z nich ma za sobą batalion Leibstandarte na pojazdach. Zostają zajęte Kaputy, wzięci jeńcy, przejechane stanowiska dział i działek przeciwpancernych z dużą ilością amunicji. W ciemnościach zostaje osiągnięty cel ataku, to godny uwagi sukces.
Nadeszła w międzyczasie 31. Dywizja Piechoty przejmuje 14 września odcinek naszego pułku, skierowanego w okolice Krunic, w celu dokonania napraw czołgów. 15 września pułk otrzymuje rozkaz, aby wraz z Leibstandarte i 12. Pułkiem Strzelców Zmotoryzowanych atakować przez Bzurę, w celu zajścia od tyłu okrążonego pod Kutnem silnego zgrupowania wojsk polskich, podczas gdy pozostałe jednostki dywizji mają ubezpieczać znad Bzury na północ. Pułk zaczyna 16 września o godz. 5.00. Osiągnięcie pozycji wyjściowych zajmuje jednak trochę czasu. Saperzy muszą wzmocnić znajdujące się na Bzurze przeprawy. Atak powinien rozpocząć się o 7.00, jednak zostaje przesunięty. Jak się okazuje przekroczenie rzeki napotyka na trudności. Nasi saperzy mają pełne ręce roboty.
O godz. 11.00 bataliony wyruszają ostatecznie do ataku. Pada deszcz. I batalion powinien przez Bibijampol osiągnąć szosę Młodzieszyn-Ruszki, II uderza z tym samym zadaniem z południowej części wioski Żukowska. W Bibijampolu I batalion zadaje wrogowi ciężkie straty. Zdobywa 2 działa, osiąga już o 12.30 szosę i atakuje uciekające kolumny wroga. II batalion trafia pod Adamową na silnego wroga, któremu zadaje wysokie straty. Ale 6. kompania zostaje prawie cała unicestwiona przez polskie działka przeciwpancerne, które niewidoczne stoją w małym lasku. Ginie Leutnant Diebisch, Leutnant Cossel zostaje ciężko ranny. Pomimo to II batalion o godz. 14.00 również osiąga swój cel ataku. Jednostki 1. Panzer-Division, które miały spotkać się z nami pod Ruszkami nie nadchodzą. Polacy kładą z trzech stron niezwykle silny ogień artyleryjski na nasz pułk. Nasze czołgi stoją niczym tarcze strzelnicze, ale nie mogą pozostawić samych sobie przybyłych wraz z nimi żołnierzy piechoty, bo Polacy atakują fala po fali. Połączenie radiowe z dywizją urywa się. Na głębokiej flance słychać ogień karabinów maszynowych i granatników. I batalion musi się po poniesieniu strat wycofać ze znajdujących się pod silnym ostrzałem Ruszek. Czołgi mają już tylko resztki amunicji. Zawezwane wsparcie artyleryjskie nie nadchodzi. Ciągle nowe masy wroga atakują pomimo najcięższych strat przez nasz ogień na Ruszki. Zaczyna padać deszcz. Przed 17.00 radiostacja odbiera rozkaz do odwrotu. Osłaniana przez nasze czołgi, piechota odrywa się od wroga. Potem i my powoli wycofujemy się. W Juljopolu strzela do nas polska piechota, której nie możemy ostrzelać w egipskich ciemnościach. Tu jest jak w diabelskim kotle. Przy postoju w Bibijampolu żołnierze zapadają gdzie i jak leżą w głęboki sen, tak są przemęczeni.
II Batalion musi całą noc wraz z piechotą odpierać polskie ataki. I batalion i sztab pułku mogą w końcu wrócić na pozycje wyjściowe. 17 września kompanie 2. i 4. walczą wraz z Leibstandarte pod Mistrewicami i Juljopolem. 4. kompania zdobywa polską baterię, jedno ciężkie i dwa lekkie działa przeciwlotnicze i kilka granatników. Wieczorem regiment kieruje się w okolice zamku w Teresinie. Siła bojowa wynosi już tylko 60 czołgów. Rzekomo pułk ma mieć czas na odpoczynek i reperacje pojazdów. Rzeczywiście, 18 września jest spokojnie …”
„Die Vernichtungsschlacht an der Bzura”
„… O północy nasz pułk zostaje zaalarmowany. Do godz. 4:00 powinien osiągnąć folwark Wólka Aleksandrowska. O 2:00 czołgi ruszają w ciemną jak sadza noc. Pomimo to pułk jest punktualnie na miejscu. Miesiące ćwiczeń nie idą na marne.
Dowódca jedzie do stanowisk dowodzenia dywizji, do folwarku w Tułowicach. Tam dowiaduje się on od dowódcy dywizji: po ciężkich walkach pod Ruszkami wróg przygotowuje swoje siły w utworzonym przez Bzurę i Wisłę kącie, do przebicia się na Warszawę. 18 września większej części naszej dywizji udało się, wzdłuż wschodniego brzegu Bzury, przebić aż do Wisły. Teren na tym obszarze porośnięty jest przez laski i kępy krzaków. Jeszcze zanim tam wysłane jednostki naszej 4. Panzer-Division zdołały utworzyć linię obrony, udało się polskie uderzenie przez Bzurę. Wszystkie tam znajdujące się jednostki dywizji toczą ciężkie walki obronne przeciwko wrogiemu pierścieniowi okrążenia. Także nasz siostrzany Panzer-Regiment 36 dzieli ich los i broni się desperacko w terenie, który nie zapewnia pola ostrzału. Poległ dowódca jednego z batalionów Panzer-Regiment 36. Kończy się amunicja. Nie ma już jednolitego dowodzenia. W walce w zwarciu broni się każda grupa. Straty są wysokie. Nasz i wróg walczą w takim zwarciu, że artyleria nie może już prowadzić bezpośredniego wsparcia. Ogniem na wprost zwalcza wroga, który pojawia się przed jej pozycjami. Przez całą noc wróg wysyła naprzód swe desperackie ataki, bez względu na straty, aby doprowadzić do przełamania. Także i stanowisko dowodzenia dywizji jest atakowane, a dowódca dywizji Generalleutnant Reinhardt trzyma jeszcze w ręku rozgrzany karabin. Część sił Panzerabwehr-Abteilung została zaatakowana i unicestwiona przez wroga.
Pułk otrzymuje rozkaz, aby zaatakować wraz z przydzielonymi dwoma batalionami Leibstandarte i wyprowadzić otoczone jednostki z okrążenia. Generał Reinhardt ściska rękę dowódcy pułku i mówi dosłownie: „Eberbach, od waszego pułku zależy los 4. Dywizji Pancernej.”
Któż nie dałby wszystkiego, aby pomóc kolegom w fatalnym położeniu! Tak więc o 8.00 nasz połączony pułk znowu rusza do ataku, batalion obok batalionu. Już z obu stron Hilarowa nasze czołgi trafiają na wroga wyposażonego w różną broń, w tym działka przeciwpancerne. Po ciężkich walkach odrzucamy Polaków.
O godz. 9.00 nasze pojazdy bojowe przebiły się do czołgów naszego pułku siostrzanego, które są prawie bez amunicji i paliwa. Jego żołnierze są niczym oswobodzeni przez zjawy, wraz z naszymi żołnierzami radują się i pozdrawiają. Następnie nasz pułk uderza przy silnym ciągle jeszcze oporze do Wisły, niszczy wciąż strzelającą baterię, a następnie odbija wraz z I batalionem na zachód do Bzury i dociera do Wyszogrodu. II batalion atakuje jeszcze trochę wzdłuż Wisły do Śladowa, gdzie ubezpiecza kierunek wschodni. Tym samym zostaje złamany opór wroga. 1. kompania Leutnanta Lange bierze 3000 jeńców. Zostają uwolnieni niemieccy jeńcy. Nad Bzurą panuje niewyobrażalny chaos polskiej broni, pojazdów każdego rodzaju, martwych koni i części wyposażenia, rezultat działania naszej artylerii i lotnictwa. Tabory z różnych dywizji leżą tutaj zniszczone w bezładnych zwałach.
Po południu w eskorcie kilku czołgów na punkt zbiorczy wziętych do niewoli odprowadzonych zostaje 4000 jeńców i kilka pojazdów pełnych rannych.
W rozkazie dziennym dywizji czytamy, co następuje: „Bitwa nad Bzurą jest zakończona. Była rozstrzygającym zwycięstwem nad bardzo silnymi siłami armii polskiej. W tej bitwie wzmocniona 4. Panzer-Division odegrała w boju szczególnie ważną rolę. Mieliśmy za zadanie zamknąć okrążenie wokół wroga i powstrzymać ostatnie jego natarcie. Nasza dywizja wypełniła swoje trudne zadanie. Swe zwycięstwo zwieńczyła wzięciem 20 000 jeńców i dużą ilością zdobytego sprzętu. 4. Panzer-Division może z dumą spoglądać na swe osiągnięcia.” Tym samym zakończyła się dla naszego pułku kampania w Polsce. Straty w naszym 35. Pułku Pancernym wyniosły: 64 zabitych, 58 rannych, 4 czołgi zniszczone bezpowrotnie…”
„In Warschau abgeschossen”
„… Od pięciu dni zastępuje na stanowisku oficera łącznikowego przy brygadzie pancernej rannego pod Mokrą II Oberleutnanta Ritzmanna. Na drodze, która prowadzi z Rawy do Warszawy, w dzielnicy Ochota przygotowujemy się do drugiego uderzenia na Warszawę. Czołgi stoją jeden za drugim, blisko siebie. Za nami na rozkaz do ataku oczekują strzelcy i saperzy.
Jest dziwnie cicho. Nie pada żaden strzał z karabinu, nie terkotają kmy. Po obu stronach milczy artyleria. Tylko tam i z powrotem na czystym niebie krąży samolot zwiadowczy.
Siedzę w Panzerbefehlswagen (wóz dowodzenia), obok generał von Hartlieb. Jako, że jest ciasno, adiutant brygady rozkłada mapę na moim kolanie. Radiotelegrafiści siedzą przy swoich odbiornikach. Jeden nasłuchuje eteru i czeka na komendę do rozpoczęcia ataku, drugi trzyma już dłoń na włączniku, aby szybko przekazać rozkaz dalej. Silnik jest włączony, stopa kierowcy naciska już na pedał sprzęgła.
Nagle zaczyna dudnić w powietrzu. Na zewnątrz słychać wybuch po wybuchu, to po prawej, to po lewej, potem znowu za nami. Raz po raz gwiżdże i furczy w powietrzu. Kamienie i odłamki furczą, równocześnie rozlegają się jęki pierwszych rannych tego dnia. Polska artyleria posyła nam swe spiżowe pozdrowienie. Wkrótce też nadchodzi hasło do ataku. Błyskawicznie jest przekazywane dalej. Rozbrzmiewają ciężkie silniki czołgów. Wielka bitwa o stolicę Polski w 9. dniu wojny zaczyna się.
Osiągamy pierwsze domy Warszawy. Podczas gdy na zewnątrz szczekają kmy, z głuchym hukiem rozrywają się granaty ręczne, pociski ciskają kamienie na pancerz, my w naszym wozie dowodzenia otrzymujemy meldunek po meldunku. –„Barykada na wprost”, melduje Regiment 35. –„5 czołgów zniszczonych przez działo przeciwpancerne – przed nami miny”, brzmi w słuchawkach. – „Rozkaz dla pułku, odbić na południe”, wrzeszczy generał. Tak, trzeba wrzeszczeć, aby móc zrozumieć coś przez ten hałas. „Przekazać”, krzyczę. –„Meldunek do dywizji, wschodnie obrzeża Warszawy osiągnięte. Miny i barykady, odbijamy na południe”, dyktuje adiutant. „Barykada wzięta” nadchodzi meldunek od pułku. Wszystko to dzieje się w ciągu kilku minut.
Nagle przed nami wylatują w powietrze kostki brukowe. Wybuch po prawej, wybuch po lewej. Dostaję kopniaka w plecy „Nieprzyjacielska bateria 300 metrów przed nami”, krzyczy generał, który siedzi w wieży i obserwuje. –„Skręcać na prawo!”. Gąsienice zgrzytają o bruk, przejeżdżamy w poprzek wolnej powierzchni. „Szybciej jechać, szybciej!”, wrzeszczy generał, bo Polacy wcale nieźle celują. „Natarcie ugrzęzło”, melduje Regiment 36. „Zapytanie do pułku: gdzie dać wsparcie artyleryjskie?” odpowiada generał. Kamienie, odłamki łomoczą o płyty pancerza. Pociski eksplodują całkiem blisko. Nagle uderzenie, walimy głowami o urządzenia. Pojazd unosi się i obraca. Żółty płomień błyska w lukach. Maski przeciwgazowe, różne pakunki, menażki spadają w nieładzie – trafiła nas artyleria. Kilka sekund strachu przechodzi na oczekiwaniu, potem szybkie spojrzenie na twarze innych, szybka obdukcja ciała – jeszcze wszystko całe. Kierowca wrzuca 3. bieg. Spoglądamy na siebie w napięciu. –Czołg jedzie dalej. Coś podejrzanie klekota w lewym układzie jezdnym, ale okazuje się, że, pomimo to, tym razem wszystko się trzyma.
Po lewej i prawej bije tak, jakby otwarło się piekło. Ze wszystkich okien padają strzały karabinowe. Pociski głucho uderzają o pancerz. Z okien suteren rzucane są granaty i butelki z benzyną. Stoimy przeciw kilkaset razy silniejszym siłom. Właśnie wyraźnie to odczuwamy.
Obalone tramwaje, przeszkody z drutu, wbite w ziemię żelazne szyny i działka przeciwpancerne blokują nam drogę. Ciągle musimy jechać na południe. Żeby tylko nic się nie zepsuło! To byłaby pewna śmierć.
Klekotanie i zgrzyty w układzie jezdnym stają się coraz głośniejsze i bardziej podejrzane. W ostatniej chwili znajdujemy ogród owocowy. Chowamy się pod drzewem.
Wprawdzie jednostki pułku osiągnęły już Dworzec Główny, ale ciągle na nowo nadchodzi meldunek „Atak ugrzązł” –„Silna przewaga wroga” –„Czołgi zniszczone przez działka przeciwpancerne i miny” –„Pilnie potrzebne wsparcie artyleryjskie”. Teraz znów świszczy w powietrzu, pocisk po pocisku spada wokół nas. Polacy znowu nas znaleźli. Nie możemy już naprzód ani z powrotem, najpierw musimy postarać się usunąć uszkodzenia, ale teraz nie mamy na to czasu, bo pułki są w strasznych opałach. Generał dyktuje meldunek po meldunku, rozkaz po rozkazie. W końcu krótka przerwa na odsapnięcie. Ledwie otwieramy włazy, a w płyty pancerne już biją pociski. Gdzieś w pobliżu znajdują się Polacy na czatach. Nie widać żadnego. Stoimy pomiędzy krzewami i staramy się stać jak najmniejsi.
Pancerz jest z przodu wygięty, tłumik oberwany, elementy blaszane poszarpane, uszkodzone zespół jezdny i gąsienica. – Odrywamy blachę i amortyzator aby mieć dostęp do gąsienicy i zakładamy dwa nowe bolce łączące. Jeżeli będziemy mieli szczęście, wystarczy na kilka kilometrów. Znikamy znowu w czołgu.
Z dywizji dowiadujemy się, że nie jest możliwe otrzymanie wsparcia lotniczego. Nasza artyleria jest zbyt słaba, aby poradzić sobie z silnym wrogiem. Dywizja rozkazuje więc: „Odwrót na pozycje wyjściowe”. Oddział po oddziale planowo odrywa się od wroga i wychodzi z bitwy. Nie wszędzie jest to proste. Tam trzeba przejąć zadanie osłony odwrotu, gdzie indziej zaś położyć ogień artyleryjski. Mamy tak dużo roboty w wozie dowodzenia, że prawie zapominamy, że i my sami jesteśmy w tarapatach. Dopiero, kiedy ostatnie ubezpieczenia opuszczają pole walki, kończy się nasze zadanie. Teraz spróbujemy wrócić. Jeszcze raz musimy przejść przez to piekło, z którego wyszliśmy tylko dzięki szczęściu. Obieramy tę samą drogę, którą już znamy.
Jest dziwnie cicho, podejrzanie cicho. Ta cisza po tym całym hałasie wykańcza nerwowo. Czujemy, że wróg wciąż tam jest, czeka tylko na dobrą okazję. Jesteśmy znowu w tym miejscu, gdzie wcześniej trafiła nas artyleria. Jeszcze tylko raz w lewo, i mamy przed sobą długą, prostą ulicę. Tam jest jednak jeszcze jedna barykada, trzeba więc uważać. Jesteśmy naprzeciwko. Po cichu już zacieramy ręce. – Wtedy bije w tylny pancerz. – jeszcze raz, czterokrotnie jedno po drugim. To działo przeciwpancerne. Silnik jeszcze ciągle dzielnie działa. Później – jasny wybuch, ogłuszający łomot, – czołg wykonuje ostry obrót w lewo – i zatrzymuje się. –Trafieni w ostatniej minucie! – Teraz nic tylko wiać na zewnątrz. – Następny strzał z pewnością trafi dokładnie w pojazd. – Ale na zewnątrz jest piekło. Wytknąć pistolet maszynowy i przechylając się wypaść z czołgu to jedyne wyjście.
Ale co się znów teraz dzieje? Gęsty dym unosi się z burty. Na początku myślimy, że pali się silnik. Najpierw zaskakuje nas syk. –To trafienie z działka przeciwpancernego zapaliło świece dymne. Lekki wiatr kieruje dym na barykadę. Nie musieliśmy się więc zbytnio obawiać, bo sztuczna mgła okryła nas i zasłoniła nas wrogowi, który z pewnością sądzi że zupełnie nas załatwił.
„Do dywizji” dyktuje generał. Ale nadajnik nie działa. Antena jest odstrzelona. Układ jazdy jest zniszczony, gąsienica leży za nami niczym gigantyczna bransoleta, poważne trafienie zdeformowało burtę.
Z ciężkim sercem decydujemy się na opuszczenie czołgu. Nie można go tutaj naprawić. Wymontowujemy MG i radiostację, i zabieramy ze sobą tajne dokumenty. Jednocześnie musimy chować się jak możemy, bo jeden z pocisków pada całkiem blisko. Podpalić wóz – tego nie dopuszczamy do myśli. Maskujemy go deskami. Może będziemy mieli okazję go odholować. Wzajemnie osłaniamy się podczas odwrotu, pędząc od domu do domu, od ogrodu do ogrodu. Wszyscy przedostajemy się cali.
Z kończynami ciężkimi jak ołów i nieco nie swoi śpimy. Raz po raz zrywamy się i początkowo stopniowo staje się jasne dla naszej świadomości, że nasz dobry B 01 stoi postrzelony przed polską barykadą z szeroko otwartymi włazami. Musi to być godny pożałowania widok.
Kiedy znowu otwieram oczy i wpatruję się w jasną wrześniową noc, szturcha mnie mój kierowca i pyta ochrypłym głosem: „idzie pan ze mną?”. Nie muszę pytać się gdzie, wiem, o co mu chodzi. „Wóz do odholowania już zorganizowałem”, mówi i wstaje. Odholowaliśmy go jeszcze tej nocy, B 01, który wygląda jak Panzer IV, ale ma nieruchomą wieże z aluminiową atrapą działa. Kiedy Polacy zaczynają strzelać, jest już za późno. Zaczepiony jest już do holującego czołgu, dobrze nas osłania. Także i gąsienicę ciągniemy za sobą na lince holowniczej. Jego stalowy korpus jest postrzelony, ale wróg nie będzie się napawał jego widokiem…”
Po kampanii w Polsce
„… 6 października w zajętej Warszawie odbywa się parada. Zapomniano na nią zaprosić 4. Dywizję Pancerną. Ale ostrzelane i po części wypalone 30 czołgów naszego pułku, które stoją od obrzeży miasta po dworzec główny przypominały uczestnikom parady, kto był tym, który 8 i 9 września w krwawej walce jako pierwsza jednostka wdarł się do wrogiej stolicy.
W połowie października nasza dywizja zostaje przeniesiona do macierzystego garnizonu. Cały Bamberg wiwatuje na naszą cześć, kiedy czołgi jadą przez miasto do koszar. 28 listopada dywizja zostaje przerzucona w okolice Lüdenscheid. To, że nasi pancerniacy zostali przyjęci tam z otwartym sercem można wywnioskować z tego, że dzisiaj wielu z nich osiedliło się w tej okolicy. Od 25 do 28 stycznia, nocami, dywizja niespodziewanie zostaje przeniesiona w okolice Düren-Bergheim.
Od 4 lutego pułk musi być w razie potrzeby w ciągu 6 godzin gotowy do wymarszu. Przepustki to wstrzymuje się, to znów przydziela. Nasz wysoko ceniony dowódca dywizji, Generalleutnant Reinhardt, który za dziarską służbę swej dywizji otrzymał Krzyż Rycerski, opuszcza nas. Otrzymuje dowództwo korpusu pancernego. 5. Panzer Brigade, w Polsce dowodzona przez Generalmajora von Hartlieba zostaje objęta przez Obersta Breitha, dotychczasowego dowódcę naszego pułku siostrzanego. Na początku marca jedna kompania zostaje oddana do desygnowanego do służby w Norwegii, nowo formowanego batalionu pancernego. Wkrótce zostaje wystawiona przez pułk nowa 3. kompania.
Ciągle jeszcze w pułku jest 80 PzKpfw I, obok tego 50 PzKpfw II, ale też 22 PzKpfw III i 16 PzKpfw IV i 4 duże wozy dowodzenia. Tylko 38 PzKpfw III i IV może równać się z czołgami francuskimi i angielskimi. Stojący przeciwko nam przeciwnik – inaczej niż w Polsce – ma silną przewagę w jakości i ilości swoich czołgów. To zmusza nas do przemyśleń, nie jest jednak w stanie nami zachwiać. Idzie wiosna. Mijają święta. W zielone świątki przymyka się trochę oko i dozwolona granica 10% stanu na przepustkach zostaje nieco przekroczona, bo na każdego czeka żona albo narzeczona …”
Te dwie pozycje są szczególnie cenne i godne polecenia. Dla osób zainteresowanych historią tej jednostki, jest to właściwie lektura obowiązkowa. Poza bardzo szczegółowym opisem działań i możliwością śledzenia losów dywizji niemal dzień po dniu, znajdują się w nich mapy (i szkice) oraz przedruki dziennych rozkazów, co łącznie daje możliwość sporządzenia bardzo ciekawej i obszernej analizy historycznej. Co także ważne – w książkach tych próżno szukać fotografii czy beletrystycznych opisów walk. Obie są napisane chłodnym, wojskowym językiem, co sprawia, że jest w nich zachowane oryginalne nazewnictwo. Polecamy nie tylko zainteresowanym losom 4. Dywizji Pancernej, ale też wszystkim miłośnikom broni pancernej w czasie II Wojny Światowej.
„Od stycznia 1945 roku zaczęła się paniczna ewakuacja ludności niemieckiej z Zachodnich i Wschodnich Prus. Około dwóch milionów niemieckich cywilów, rannych żołnierzy i robotników przymusowych – szukało drogi ucieczki na Zachód. Pod huraganowym ogniem artylerii i bombami Armii Czerwonej. Mogli już tylko liczyć na pomoc resztek 2. Armii niemieckiej. W styczniu 1945 roku ze zgrupowania kurlandzkiego przerzucono na Pomorze cztery pełne dywizje, wśród nich 4. Dywizję Pancerną.
Miały one wzmocnić zachodniopomorski front, a także osłaniać ewakuację ludności cywilnej i rannych z portów Gdańska, Gdyni i Mierzei Wiślanej. O tej wielkiej ucieczce sporo już pisano. Ale o tych, którzy osłaniali uchodźców – o „żołnierzach ostatniej godziny” – niewiele. Hans Schaufler, podporucznik 35. Pułku 4. Dywizji Pancernej, opisuje ostatnie miesiące wojny, zaciekłe walki na Pomorzu z nacierającymi wojskami 2. Frontu Białoruskiego.
Rozpaczliwe próby utrzymania Tucholi, Torunia, Bytowa, Kartuz, Żukowa, Gdyni, Sopotu. I wreszcie Gdańska, który stał się dla Niemców „kotłem czarownic” i gdzie zginął dowódca 4. Dywizji, gen. Clemens Betzel. Opisuje zatopienie „Wilhelma Gustloffa” i „Goi”. Ale pisze też o egoizmie, o dekownikach i o żołnierzach, którzy nie chcieli już dalej walczyć”.
Powyższy opis pochodzi ze strony wydawcy, tj. Maszoperii Literackiej. Polecamy wizytę na stronach tego wydawnictwa: http://maszoperia.org/
Dwa bardzo interesujące albumy, zawierające sporą ilość zdjęć sprzętu i żołnierzy walczących w składzie 4. Dywizji Pancernej. Jest to przy okazji nieocenione źródło informacji o tym, jak powinny być prezentowane sylwetki żołnierzy dywizji przy inscenizowaniu wydarzeń z przedmiotowego okresu walk. Albumy zawierają także zwięzłe opisy prowadzonych przez dywizję walk (w okresach, którym jest dedykowane konkretne wydanie), uzupełnione o strukturę organizacyjną poszczególnych jednostek.
A wszystko to zebrane i opisane przez Roberta Michulca – jednego z bardziej znanych (w kraju i poza granicami) autorów książek i opracowań osadzonych tematycznie w okresie II wojny światowej.